Pokazywanie postów oznaczonych etykietą warszawa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą warszawa. Pokaż wszystkie posty

sobota, 27 lutego 2021

Ruiny w Lasku na Kole

Lasek na Kole, jeszcze kilkanaście lat temu dość niegościnny teren, obecnie jest bardzo popularny wśród mieszkańców pobliskich okolic. Stali bywalcy bez wątpienia znają pewne miejsce, a przybysze mogą wypatrzeć je stosunkowo łatwo – zaznaczono je na Google Maps pinezką. Mowa o ruinach w południowej części Lasku: elementach fundamentów i piwnicy oraz basenu.


Kiedy już trafi się na miejsce, uwagę przykuwają najnowsze obiekty: krzyż i kamień poświęcone pamięci więźniów i ofiar KL Warschau… no właśnie, i tu natykamy się na olbrzymią kontrowersję dotyczącą tego terenu. Nieżyjąca już sędzia Maria Trzcińska, członek Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, w swojej monografii poświęconej Konzentrationslager Warschau utrzymywała, iż zburzony obiekt stanowił element obozu koncentracyjnego. Zabudowania w Lasku na Kole miały służyć masowym egzekucjom, a w największym budynku rzekomo znajdowało się krematorium. Co ciekawe, w tej publikacji znalazła się również informacja, że Niemcy wykorzystywali tunele przy stacji Warszawa Zachodnia jako komory gazowe. Instytut Pamięci Narodowej nie potwierdził tych rewelacji, opierając się nie tylko na zeznaniach świadków, ale również na zachowanych zdjęciach z czasów okupacji.


Co wiadomo na pewno? Zabudowania powstały między 1935 a 1939 r., składały się z trzech obiektów głównych oraz dwóch pobocznych – największy, wspomniany wyżej budynek, był w kształcie odwróconej litery T. Najlepiej zachowany jest obecnie basen, w którym łatwo dostrzec również schodki, ułatwiające bezpieczne zejście (choć może już nie teraz). Wszystko zostało zniszczone w 1944 – co zapewne stanowi przyczynę tego, iż na ścianach basenu widnieją otwory przypominające dziury po kulach (co niektórzy tratują jako potwierdzenie teorii sędzi Trzcińskiej). Co mogło się w nim znajdować? Z zeznań wielu osób wynika, iż umieszczono tam ośrodek półkolonijny dla dzieci, którymi opiekowały się prawdopodobnie zakonnice. Fakt ten potwierdzałoby zachowane zdjęcie z czerwca 1944 r., przedstawiające trójkę ludzi siedzących na krawędzi basenu. Ośrodek miał być wybudowany przez Stołeczny Komitet Pomocy Dzieciom i Młodzieży. Fakt ten potwierdzają również uwiecznione w Archiwum Historii Mówionej MPW słowa Mariana „Cichego” Grabusińskiego, opisującego dzień 1 sierpnia: „W lasku na Kole był folwark, gospodarstwo tam było. Nie wiem, czy to zakonnice prowadziły czy ktoś.” Zaprowadził tam ojca – sytuacja raczej niemożliwa, gdyby znajdował się tam obiekt KL Warschau.




Niezależnie od tego, która wersja wydaje się prawdziwa, warto odnaleźć to miejsce podczas przechadzki w Lasku. Łatwo doń trafić, a na zmieniającej się w błyskawicznym tempie Woli pomoże uprzytomnić sobie, jak wiele śladów dawnych mieszkańców powoli pochłania ziemia…

czwartek, 1 października 2020

Osiedle Przyjaźń

Zastanawialiście się kiedyś, kto budował Pałac Kultury? Hojny dar Stalina obejmował również sprowadzenie do Warszawy kilku tysięcy radzieckich budowniczych, jednak tak wielką grupę ludzi trzeba było gdzieś zakwaterować. Terenem pod nowe osiedle stała się przyłączona do Warszawy na początku lat 50. dawna wieś Jelonki. Wywłaszczono właścicieli ziemi i wzniesiono na niej dwa rodzaje drewnianych domków: większe dla robotników oraz mniejsze, jednorodzinne dla kadry. Domki zostały również przywiezione, prawdopodobnie z jenieckiego stalagu koło Olsztynka, a część to tak zwane „domki fińskie”. Po złożeniu przypominały troszkę dawne dworki, a pomalowano je na niebiesko (z białymi lub czerwonymi elementami). Poza domkami powstały również inne elementy niezbędnej infrastruktury, np. kino, łaźnia, przychodnia lekarska, dodatkowe drogi wewnętrzne, a także nowa stacja pomp kanałowych.


W czasie budowy PKiN mieszkało tam prawie 5 tysięcy osób, obywały się festyny, spotkania młodzieży obojga narodów, a także zawody – wszak na miejscu wybudowano też stadiony. Po zakończeniu prac w 1955 osiedle przekazano Ministerstwu Szkolnictwa Wyższego, stało się akademikiem i właśnie wtedy otrzymało nazwę „Przyjaźń”. Oprócz studentów mieszkali tam również asystenci i pracownicy uczelni. Dwie linie autobusowe zapewniały komunikację ze Śródmieściem. W latach 90. zbudowano w pobliżu kilka domów studenckich i ratusz dzielnicy.



Obecnie na osiedlu nadal mieszkają studenci oraz pracownicy naukowi lub ich rodziny. Niestety, jego przyszłość jest niepewna, jako że teren jest dzierżawiony od Skarbu Państwa – obecna dzierżawa kończy się w 2024. Zważywszy na liczbę powstających dookoła nowych bloków, miejsce stanowi łakomy kąsek dla deweloperów, tym bardziej, że już niedługo zostanie oddana tam nowa stacja metra. Niestety, z tego względu osiedle jest dość zaniedbane, a niektóre domki już zostały wyłączone z użytkowania.





 

środa, 27 maja 2020

Ciekawostka w Lesie Młocińskim...


Kiedy spacerowicz porzuci ulicę Papirusów, prowadzącą wzdłuż polany z placem zabaw do przystani Młociny, może podążyć bezpośrednio w stronę Wisły. Wówczas, przekraczając wał, napotyka na dość nietypowy domek – wyglądający raczej jak wieżyczka strażnicza. Takie właśnie było przeznaczenie tego budynku. Czego pilnowano? Piaskarni znajdującej się na wiślanym brzegu. Z informacji, do których dotarłam, wynika, że zamknięto ją ok. 1985 r. Obecnie w krzakach można natrafić na pozostałości betonowej infrastruktury i poczuć się jak odkrywca.











sobota, 28 marca 2020

Łazienkowski piesio...


W królewskich Łazienkach możemy natknąć się na tak wiele pomników i rzeźb, że łatwo przegapić takie nie bardzo rzucające się w oczy… zwłaszcza jeśli nie zostały umieszczone na wysokości naszego wzroku! Jedną z takich jest rzeźba z 1903 r. przedstawiająca śpiącego wyżła Asa, bohatera noweli Adolfa Dygasińskiego. Jest to jednak odlew – oryginał znajduje się na Cmentarzu Powązkowskim i stanowi fragment nagrobku autora.

Gdzie znaleźć łazienkowskiego pieska? Tuż za Starą Pomarańczarnią! Wokół tej rzeźby narosło zresztą całkiem sporo opowieści, mówi się, że chowano tam ukochane psy króla Stasia, a władca uwielbiał właśnie wyżły. Obecnie jest to na pewno miejsce ostatecznego snu psów strażniczych muzeum.




wtorek, 3 marca 2020

Gmach Wychowawczy Warszawskiej Gminy Starozakonnych


Budynek ten jest szerzej znany warszawiakom jako siedziba Teatru Baj, jego pierwotna rola była jednak inna, choć też związana z dziećmi. Za sprawą ówczesnego przewodniczącego warszawskiej gminy żydowskiej, Michała Bergsona, wzniesiono w latach 1911-1914 gmach, mający pomieścić ochronkę, szkołę żydowską, a także synagogę dla dzieci i wychowawców.

W 1940 wychowanków i opiekunów przeniesiono do getta. Po wojnie synagoga została zaadaptowana na potrzeby Teatru Żydowskiego im. Estery Rachel Kamińskiej, a od 1953 r. przejął ją Teatr „Baj”. W pozostałych pomieszczeniach znajdują się mieszkania i przedszkole.

Za drzewem widać fragmenty oryginalnej tablicy informującej o przeznaczeniu budynku.

 


Plac zabaw przedszkola znajduje się na terenie zniszczonej synagogi praskiej – fundamenty zostały przykryte górką.



wtorek, 22 października 2019

Kościół na wzgórzu


Kiedy wybrałam się na Młociny, by odnaleźć kilka rozpadających się świadków dawnej koncepcji Miasta Ogrodu Młociny, nie spodziewałam się już na początku spaceru zobaczyć takiej oto ślicznej świątyni. Szczerze mówiąc, myślałam, że pochodzi mniej więcej z dwudziestolecia międzywojennego – nie mogłam się bardziej mylić.


Parafia Matki Bożej Królowej Pokoju została ustanowiona przez Prymasa Tysiąclecia na początku lat 50. Najpierw powstała mała kaplica, z czasem dookoła niej wybudowano kościół, poświęcony dopiero w 1998 r. Jest absolutnie przepiękny, wybudowany na wzgórzu, bardzo skromny w środku. Taka mała perełka, o dziwo, współczesna – a przecież nowoczesne kościoły są na ogół tak bardzo brzydkie!



poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Pszczele azyle


Niedzielny spacer to jednak pożyteczna rzecz. Nieważne, ile razy człowiek był w danym miejscu, czasami potrafi ono kompletnie zaskoczyć. W lasku Anecin na tyłach ulicy Milenijnej zobaczyłam taką oto konstrukcję. Oczywiście, domyśliłam się, że jest przeznaczona dla owadów, nie sądziłam jednak, że to tak zwany „pszczeli azyl”. Czym są takie azyle? Schronieniem dla dziko żyjących pszczół, które także zapylają rośliny: uprawne, kwiaty, drzewa, krzewy… Ze względu na rozwój cywilizacyjny czasami nie mają się gdzie podziać, a przecież od nich również zależy przetrwanie naszego gatunku… Na stronie pszczeleazyle.pl znaleźć można także instrukcję, w jaki sposób zbudować własny pszczeli azyl!





poniedziałek, 22 lipca 2019

Pozostałość Miasta-Ogrodu Młociny: Dzierżoniowska 12


Tuż przed I wojną światową Towarzystwo Higieniczne przedstawiło projekt wybudowania miasta-ogrodu na północ od Warszawy, w miejscowości Młociny. Jakie były założenia? Miasta-ogrody miały być małe – do 30 tys. mieszkańców, a zaledwie 1/6 powierzchni powinna zajmować zabudowa. Tereny zielone miały wypełnić pozostały obszar, zapewniając wygodę i odpowiednie warunki dla mieszkańców – znacznie różniąc się od zatłoczonych miast pełnych kamienic. Młociny nadawały się idealnie: były osłonięte od wiatrów, a w dodatku położone nieco dalej od Wisły, co chroniło je przed powodziami. 

Pałac Brühla - niestety, sam w nie najlepszym stanie...

Miasto miało pomieścić się między Wisłą a traktem Marymonckim (obecnie to ulica Pułkowa), zaś na jego serce wyznaczono barokowy pałac Brühla oraz ulicę Muzealną. To stamtąd miały półkolem odchodzić nowe ulice, co widać po dzisiejszym przebiegu takich uliczek jak Farysa czy np. Wygon. Kilkaset willi miało być ukrytych w niewielkich ogrodach, a w pobliżu znajdował się przecież park Młociński – jedno z ulubionych miejsc niedzielnych wycieczkowiczów.

Patrząc na odrestaurowane budynki, wille na Młocinach musiały być piękne.

Plany stworzenia miasta-ogrodu pokrzyżowała wojna, ale do tego czasu powstały już liczne budyneczki, a niektóre z nich do dzisiaj cieszą oko. Niestety, część się rozpada i albo zostanie przebudowana przez chętnych deweloperów, zabudowujących znakomitą miejscówkę w pobliżu zieleni i Wisły, albo najzwyczajniej w świecie się rozpadnie, co też skończy się postawieniem nowych betonowych klocków.

Kolejny z opuszczonych budynków.

Jedną z ulic Młocińskich jest Dzierżoniowska, przy której stoi kilka budynków przedwojennych. Niestety, willa pod numerem 9 została niedawno wyburzona, ale 12 jeszcze stoi. Jeszcze, bo powoli się rozpada, a wielka szkoda. Jest to willa „Moja Zosieńka", wpisana do rejestru zabytków (sic!). Reprezentuje styl zwany dworkowym, nawiązujący do architektury staropolskiej. Kiedyś znajdowało się przy niej oczko wodne, teraz to gruzy, podobnie jak sama willa.

I tak, wiemy, jak to dawniej wyglądało... Poniżej fragment tego budynku jest widoczny z prawej...



Szczątki oczka wodnego...

A historia tego miejsca? Po wykwaterowaniu właściciela były tam mieszkania komunalne, budynek niszczał, nikt o niego nie dbał. W 2012 wybuchł pożar, a 7 lat później – jak widać, ktoś czeka, aż się rozpadnie. Już tylko detale świadczą o dawnej urodzie tego miejsca.







niedziela, 14 kwietnia 2019

Dom przy Kępie Tarchomińskiej


Wielokrotnie mówi się o osadnictwie olęderskim w kontekście Żuław Wiślanych, jednak Olędrzy dotarli i do Warszawy. Osiedlili się m.in. na Saskiej Kępie, a także na „moim” Tarchominie (choć jeśli chodzi o podział administracyjny, są to już raczej Nowodwory). Osada o nazwie Kępa Tarchomińska powstała pod koniec XVIII w. nad brzegiem Wisły, regularnie zalewanym przez wylewy rzeczne. Zresztą, sama nazwa oznacza wyspę lub teren bagienny. Zważywszy na to, jak bardzo klną czasami na wiosnę mieszkańcy pobliskich nadwiślańskich bloków, nic się nie zmieniło.

Widoczek nadwiślański w pobliżu okolicy, o której dzisiaj mówimy.

Olędrzy wiedzieli jednak, jak sobie radzić w takim wypadku – w końcu zostali powitani w Polsce z otwartymi rękoma między innymi dlatego, że potrafili czynić cuda, jeśli chodzi o uprawę pól podmokłych i meliorację. Było to również widoczne w ich obejściach. Kiedy zaczynali budowę domu, kopali rów odwadniający, a ziemię wysypywali w jedno miejsce, tworząc wzgórek zwany terpą. Na terpie stawiano budynek, kompletnie inny od tych, jakie wypełniały pobliskie wsie. Podczas gdy w polskim obejściu znajdowało się kilka zabudowań gospodarskich, Olędrzy wszystko mieścili pod jednym dachem, tylko w ściśle określonym porządku: najpierw część mieszkalna, potem obora, a na końcu stodoła. Kiedy przychodziła woda, przelewała się przez mieszkanie, oborę i stodołę, a potem, wzbogacona o obornik, rozlewała się na pole. Nic nie pozostawiano przypadkowi, w ten sposób część mieszkalna pozostawała czysta, a nawóz zatrzymywał się na ogradzającym pole płocie z wikliny. Tak, wierzba to również spadek po Olędrach! Wierzba potrzebuje dziennie około 60 litrów wody, więc służy do osuszania terenu!


Niestety, choć osada przetrwała wojnę, po przyłączeniu tego terenu do Warszawy pozostałości po pierwszych kolonistach zaczęły zanikać. Obecnie pozostały dwa – nieliczne fragmenty nagrobków na cmentarzu, znajdującym się na zamkniętym osiedlu strzeżonym (sic!) oraz dom numer 14 – i nawet z wału wiślanego widać jego położenie na terpie.


Przy okazji niechcący zrobiłam sobie cienisty autoportret.