wtorek, 24 lutego 2015

Pod Mostem Północnym



Oddany do użytku w marcu 2012 r. Most Północny nie jest może specjalnie urodziwy, ale nie o to przy jego stawianiu chodziło – miał odciążyć most Grota, który powoli zaczął się sypać, a obsługiwał co najmniej dwie, rozbudowujące się dzielnice i trasę przelotową. Od razu przyniósł olbrzymią ulgę mieszkańcom Białołęki i Tachomina, a odkąd przedłużono kadłubową trasę tramwajową, jest wręcz błogosławieństwem. 

 Widok na przeprawę w stronę Bielan.

Wybrałam się ostatnio na spacer w okolice mostu wałem przeciwpowodziowym od strony Tarchomina. Spacerek był bardzo przyjemny, bo wał jest miłym terenem spacerowym nie tylko w miesiącach ciepłych. 





Kiedy zaś stanie się pod samym mostem, człowiek ma wrażenie, że jest daleko od cywilizacji, choć przecież przejeżdża ona nad naszymi głowami... A widoki! 


 Całkiem sympatyczne grafiti.

Szerokość rzeki w miejscu przeprawy to około 650 m. Kiedy spogląda się w stronę południową, widać wieże kościoła pokamedulskiego wyrastające pomiędzy drzewami Lasku Bielańskiego. 

 Słońce świeciło tak mocno, że ciężko było nawet spoglądać na południową stronę.

Tuż obok mostu wybudowano plażę miejską, z grillem, huśtawkami, miejscem do zagrania w siatkówkę plażową. Wprawdzie jej regulamin zabrania spożywania alkoholu, ale pies z kulawą nogą się tym nie przejmuje i sama mijałam młodzieńców radośnie zmierzających nad rzekę, by spożyć jasne i ciemne, zdecydowanie alkoholowe. Mam tylko nadzieję, że nie zdewastują tego miejsca, jest bardzo przyjemne.


PS. Tak, wiem, że oficjalnie to most im. Marii Skłodowskiej-Curie, ale... jak dla wielu osób, jest to Most Północny, wszak konsultacje społeczne wyraźne wskazywały na to, jak pragną go nazywać mieszkańcy.

środa, 11 lutego 2015

Pączki z Górczewskiej!



Jutro Tłusty Czwartek. Chcecie wiedzieć, gdzie znaleźć najlepsze pączki w Warszawie? Odpowiedż jest prosta – w Pracowni Cukierniczej Zagoździńskich, do której po pączki wysyłał podwładnych jeszcze sam marszałek Piłsudski! 

 Jak widać, niepotrzebne kolorowe szyldy i reklamy. Kto ma wiedzieć, jakie pyszności można tu znaleźć, sam znajdzie to miejsce.

Pierwsza cukiernia Władysława Zagoździńskiego została otworzona w 1925 r. przy ulicy Wolskiej 53. Nie była duża, więc  po pięciu latach zakład przeniósł się kilka domów dalej, na Wolską 66. Tu już można było nawet usiąść i porozmawiać nad ciastkiem, a nawet zagrać w bilard. Podczas Powstania Warszawskiego dom, w którym znajdowała się pracownia, spłonął. Jednak już po wojnie, za sprawą lokatorów, którzy przetrwali, budynek odbudowano. Cukiernia ruszyła na nowo, jednak znacznie mniejsza. Wtedy do rodziców dołączyło następne pokolenie – Hanka Zagoździńska z mężem i jej siostra Danka. Mimo problemów podczas lat 50., zakład przetrwał. 

W 1973 cukiernię przeniesiono do lokalu zastępczego przy ul. Górczewskiej 15, Kolonii Wawelberga, o której jeszcze sobie kiedyś powiemy. Ponieważ lokal był zdecydowanie mniejszy, postanowiono skoncentrować się tylko na jednym rodzaju wyrobów: pączkach.  Wtedy do rodzinnego interesu dołączył syn Hanny, Leszek, po jego śmierci cukiernią zarządzała Hanna i jej córka, Zenona. Obecnie cukiernią zawiaduje czwarte pokolenie, córka zmarłej w 2011 r. Zenony, Sylwia.





Pączki z tradycją? I to jaką! Bo są naprawdę pyszne! Tylko nie zapomnijcie wstać jutro o świcie, bo kolejka jest widoczna już z daleka! Ewentualnie wpadnijcie kilka dni później, tylko pamiętajcie o godzinach otwarcia – od 9 do ostatniego sprzedanego pączka!

Nawet opakowanie jest tradycyjne.