Skąd w ogóle
wzięła się nazwa tego miejsca, skoro ciężko już w okolicy o króliki? Otóż
wszystko zaczęło się od króla Augusta II Mocnego, który na tym, odległym od
Warszawy, obszarze urządził sobie zwierzyniec, a konkretniej hodowlę zwierząt.
Do czego używano nieszczęsnych królików? Ano do polowań. Kiedy króla nabrała
ochota, przyjeżdżał w te okolice, nieobawiające się zwierzęta wypuszczano, a rozbawione
towarzystwo monarchy wybijało futrzaki do nogi…
W tamtym czasie
nie istniały żadne murowane zabudowania, zaledwie kilka drewnianych budowli.
Wszystko zmieniło się, kiedy posiadłość nabył niejaki Karol Tomatis, szambelan
króla Stasia. On to, prawdopodobnie za wygrane w karty pieniądze, postanowił
wybudować prawdziwie szlachecką siedzibę! Zatrudnił do tego samego Dominika
Merliniego, a za jego sprawą powstało małe klasycystyczne arcydzieło i to
jeszcze przed tym, zanim styl ten stał się modny. Tomatis postanowił też
postawić dookoła pałacu inne gospodarskie budynki, m.in. kuźnię czy browar,
które nie były zaledwie dekoracjami posiadłości, a funkcjonowały i
przynosiły zyski. Jedną z najbardziej rozpoznawalnych, choć czasem mylonych z
łazienkowskim wodozbiorem, budynków jest kuchnia, usytuowana oddzielnie, a
zaprojektowana na wzór rzymskiego grobowca Cecylii Metelli.
Pałac częściowo
spłonął w 1879, potem został zniszczony w 1939 r. Szczęśliwie odbudowano go w
latach 60. i umieszczono w nim Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego. W
otaczającym go parku znajduje się Park Rzeźby, miejsce też jest jednym z
ulubionych miejsc wypoczynku okolicznych mieszkańców.
Pomnik upamiętniający walki powstańcze o Królikarnię. Wykorzystano do niego kolumny z rozebranego budynku giełdy przy Królewskiej, które od wojny zdobiły park.
Jak widać, mam słabość do tego piesełka :)