Kiedy idzie się ulicą Królewską w stronę Krakowskiego Przedmieścia, na horyzoncie majaczy się ładna późnobarokowa fasada kościoła s.s. wizytek pod wezwaniem Opieki Świętego Józefa Oblubieńca.
Kościół przylega do zabudowań klasztornych, które powstały na tym terenie po potopie szwedzkim. Dobrodziejką zakonu i osobą, która sprowadziła wizytki do Warszawy, była królowa Ludwika Maria Gonzaga, której obecność w Polsce zawdzięczają również szarytki i misjonarze od Wincentego á Paulo. Nie da się ukryć, że jej podopieczne doceniły ten gest, jako że serce królowej do dzisiaj znajduje się jako cenny skarb na terenie klasztoru. Niestety, nie można go obejrzeć, bo wizytki to zakon klauzurowy i klasztor jest niedostępny dla osób z zewnątrz. Wielka szkoda, bo na jego terenie znajduje się również XVII-wieczny drewniany budynek - Kalwaria, która w całości przetrwała niejedną zawieruchę dziejową. Można nań co najwyżej spojrzeć z terenów uniwersyteckich, najlepiej zimą, bo nie zasłaniają go liście.
Nad wejściem do klasztoru znajduje się obraz przedstawiający nawiedzenie św. Elżbiety przez Pannę Marię, solidnie, jak widać, upstrzony przez gołębie.
Przechodzień może wejść do przedsionka klasztoru, gdzie znajduje się oryginalne urządzenie służące do przekazywania korespondencji i przesyłek dla sióstr, a także rozmównica dla krewnych. Tylko nieliczne siostry wychodzą z klasztoru, reszta jest odcięta od świata, postępując wedle słów znajdujących się nad okienkiem przy dzwonku, za którego pomocą informuje się dyżurną siostrę, że ktoś właśnie przybył.
Nie wiem, jak Wy, ale ja nie byłabym do tego zdolna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz