Pogoda iście marcowa, a wręcz bollywódzka – czasem słońce,
czasem deszcz. Lub śnieg. Szczęśliwie ostatnia niedziela była naprawdę ładna,
wygnało mnie zatem z domu i pognało na spacer. Mieszkam na Tarchominie,
Białołęka rzut beretem, a jednak Modlińska zazwyczaj stanowi dla mnie granicę
nie do przebycia – jakoś nie lubię chodzić w tamtą stronę. Tym razem jednak
nogi niosły mnie przed siebie, oby dalej i dalej!
Nie bardzo daleko, bo zawędrowałam ostatecznie tylko na
Henryków, czyli osiedle nazwane tak od przedsiębiorcy Henryka Bienthala, który na początku XX w. na miejscu dawnych
zabudowań folwarku Dąbrówka uruchomił gorzelnię. Zupełnie
nieświadomie zawędrowałam właśnie w to miejsce i bardzo bardzo mi było szkoda
tego, co zobaczyłam. Budynek jest zupełnie opuszczony, powoli się sypie, choć
teren zamknięty i strzeżony, a opiekę nad nim sprawuje Pollema Aroma. Wielka
szkoda, bo miejsce znaczne - w dwudziestoleciu międzywojennym było w czołówce,
jeśli chodzi o produkcję drożdży i spirytusu.
Innym bardzo ciekawy miejscem jest kościół parafialny pw.
Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, wybudowany w latach 1908-1913 w stylu
neogotyku nadwiślańskiego. Sam budynek był – jak to ostatnimi czasy bywa –
zamknięty, więc nie chciałam szarpać za klamkę, zwłaszcza że obok – w nowym
kościele trwała msza, a przy tej pogodzie wielu wiernych znajdowało się na
zewnątrz.
Kościół otacza Uroczysko Las Henrykowski, absolutnie
wymarzone miejsce na spacery.