Nie da się ukryć, że Rondo Wiatraczna nie należy do najpiękniejszych miejsc naszego miasta, jednak i tam jeszcze napotkać można coś ciekawego.
Na rogu ulic Grochowskiej i Wiatracznej stoi mały ceglany budynek, wybudowany w 1918 r., choć niektórzy znawcy warszawskiej historii utrzymują, że mógł on powstać jeszcze w XIX w. Był on przez właściciela - Teodora Rajcherta - przeznaczony na piekarnię, która doskonale funkcjonowała do II wojny światowej. Rajchert nie tylko był doskonałym piekarzem, ale i dobrym sąsiadem - opowiada się, że przed Świętami mieszkańcy Grochowa przynosili wyrobione ciasta do upieczenia w piekarni, bo właściciel udostępniał im swoje piece.
Lata wojenne nie były dla piekarza łaskawe - przede wszystkim dlatego, że nie podpisał volkslisty. Własne kłopoty nie sprawiły jednak, że odwrócił się od mieszkańców Grochowa, udzielał im pomocy i schronienia podczas ulicznych łapanek.
Budynek przetrwał zawieruchę wojenną, jednak do dzisiaj nosi jej ślady - od strony ulicy Wiatracznej na ścianie widnieje ślad po pocisku, któy zniszczył dach piekarni.
Jak łatwo się domyślić, po wojnie zakład odebrano jego właścicielowi. W 1955 roku zabudowania zostały ostatecznie przepisane na rzecz Skarbu Państwa, przez lata działała tam piekarnia, teraz jednak budynek stoi pusty. W 2007 wystąpiono z wnioskiem o wpisanie go do rejestru zabytków, w 2009 r. został wpisany do ewidencji. Jak jednak wiemy, w Warszawie nie oznacza to automatycznej ochrony przed zakusami na teren, na którym się znajduje - w 2013 próbowano uzyskać zezwolenie na wyburzenie dawnej piekarni. Zważywszy na to, że budynek jest obecnie do sprzedania, może się okazać, że już niedługo będziemy mieli możliwość jego podziwiania. Mam tylko nadzieję, że to moje czarnowidztwo, ale niekontrolowany przyrost architektonicznych koszmarków przy Rondzie jakoś mnie o tym nie przekonuje.